LE: Lech bez gwiazd przeciwko Rangersom
To już dzisiejszego wieczora, w czwartek 29 października o godzinie 21:00 na legendarnym Ibrox Park, Lech Poznań powalczy o pierwsze punkty w fazie grupowej Ligi Europy UEFA 2020/2021. Tydzień temu "Kolejorz" przegrał u siebie 2:4 z Benficą Lizbona po dobrym meczu, czy tym razem uda się nie tylko ładnie zagrać, ale też zapunktować? Będzie o to bardzo trudno.
LE: Lech na Ibrox Park bez kilku liderów
Pierwszą trudnością jest oczywiście sam fakt grania na wyjeździe, co jest utrudnieniem nie tylko ze względu na sam obiekt, który przecież i tak będzie dzisiaj pusty, ale też z powodu podróży i zaburzonego rytmu treningów. Jednak zdecydowanie większym kłopotem dla trenera Dariusza Żurawia jest to, że w samolocie lecącym na Wyspy Brytyjskie zabrakło Jakuba Kamińskiego, Bohdana Butko, Djordje Crnomarkovicia oraz Pedro Tiby. Trzech z nich, czyli wszystkich za wyjątkiem Ukraińca, można spokojnie nazwać liderami zespołu z Wielkopolski.
"Nie wiem, czy uda nam się stworzyć takie widowisko jak w meczu z Benfiką, ale na pewno w porównaniu z tym spotkaniem chcemy poprawić końcowy wynik. Rangers to solidny i zdyscyplinowany w obronie zespół, którego piłkarze są także kreatywni w przednich formacjach (...) odczas ostatniego meczu z Benfiką mieliśmy sporo problemów, ale w kadrze posiadamy po dwóch bocznych obrońców oraz czterech stoperów. Rzadko zdarzają się sytuacje, gdy wypada 3-4 graczy z tej formacji i nie jesteśmy przygotowani na to, żeby mieć w kadrze przykładowo sześciu środkowych obrońców. Radzimy sobie z tym, co mamy i wydaje mi się, że nie wygląda to źle" - twierdzi z przekonaniem trener Dariusz Żuraw tuż przed meczem z Rangersami.
Jak trudne zadanie czeka dziś Jakuba Modera i jego kolegów najlepiej pokazuje bilans ostatnich spotkań podopiecznych legendarnego Stevena Gerarda, którzy pozostają niepokonani od 15 spotkań! Tymczasem "Kolejorz" po świetnej grze do połowy października wpadł ostatnio w dołek i notuje serię trzech meczów bez zwycięstwa z rzędu. Eksperci od zakładów piłkarskich dość jednoznacznie wskazują faworyta tej potyczki, którym jest drużyna gospodarza i trudno im się w tych okolicznościach dziwić.
Fot.: UEFA/Twitter